All the small things


 

   Witajcie w 2018tym!!! Jak się macie? Pełni optymizmu czy jesienna deprecha? Ja się jakoś trzymam, choć bez słońca bywa ciężko;)
  Styczeń - miesiąc planów i rozliczeń. Podsumowanie 2017go wciąż chodzi mi po głowie. Chyba podświadomie muszę zamknąć tamten rok, żeby z czystą głową rozpocząć nowy. I wziąć na tapetę wszystko to, co mi nie wyszło.
    Zacznę od dobrych rzeczy tego roku.
 2017 to był dla mnie dobry czas. Po pierwsze i najważniejsze: jestem w ciąży!!! w 30tym tygodniu (ciąża ma 40), więc już powoli finiszuję.
  Jesteście ciekawi, czy planowałam czy wpadłam? Nazywam to "planowaną wpadką", bo owszem, mieliśmy rozpocząć "starania" o dziecko od września, ale wyszło już w czerwcu.
Alicja ma 4 latka. Uznaliśmy z Barkiem, że nie ma sensu robić większej różnicy wiekowej. Chciałam też zrobić sobie przerwę w pracy, bo wypaliłam się szczerze mówiąc. 
Także sukces! Zdziwienie, przy wyniku testu ciążowego, ale i radość, że nie musieliśmy się starać o ciążę przez długie miesiące.
  Od października jestem na L4. Czasami słyszę głosy, "oj, to się musisz nudzić w domu". Nie kochani. Odpoczywam!!! W sensie psychicznie. Kompletnie nie tęsknię za apteką i pacjentami; aż mnie trzęsie jak pomyślę, że miałabym wrócić. Poza tym w domu jest naprawdę dużo roboty, czasami nie wiem w co ręce włożyć. Także nie, nie nudzę się, nie leżę i pachnę, choć może powinnam;)
2. Moja lista "TO DO".
To był bardzo dobry pomysł. Nie była to lista postanowień, ale spis wszystkich pomysłów, wydarzeń, w których chciałam uczestniczyć, a które ciągle przez pracę i sklerozę omijałam. 
  Dobrze wiecie, że lubię "spędy" ludzkie i odkrywanie trójmiejskich zakątków. Nawet, jeśli połowy z listy nie zobaczyłam, to i tak wyklarowało to moje cele na 2017 i pozwoliło mi się na nich skupić; zaplanować wyjścia i wyjazdy trochę wcześniej i skuteczniej. Dlatego zaraz wezmę się za moją listę TO DO 2018 (jeszcze trochę rzeczy do zobaczenia mam). Naprawdę polecam:)
3. Powiązane z drugim - moje sukcesy z listy. Kiedy zostaje się rodzicem, to "wyjścia" urastają do rangi święta. Jak to ostatnio powiedziała znajoma mama "Co to jest kino?" Tak...
Ale nie marudzę. Myślę, że znośnie godzę rodzicielstwo z życiem kulturalnym. To też pozwala się mi bardziej cieszyć z tych wydarzeń. 
  W marcu byliśmy na ostatnim przedstawieniu "Wesołych kumoszek z Windsoru" w Teatrze Szekspirowskim. Teraz można go obejrzeć tylko w Teatrze Wybrzeże:) Polecam.
  Byłam na Kolosach 2017; biegałam po Nocy Muzeów, zwiedziłam z przewodnikami Sołdka, kościół Św. Jana, Teatr Szekspirowski i wystawę w Zielonej Bramie.
  Udało się trochę więcej zobaczyć festiwalu FETA (w 2016 w ogóle nie byłam).  Wieczorami oglądałam przedstawienia sama, a jedno popołudnie chodziliśmy z Alą (to jest cygańskie dziecko i szybko się nudzi, więc wierzcie mi, wyjścia z nią nie są łatwe).   Zrobiłam w listopadzie kurs szycia na maszynie, w końcu byłam na koncercie Taco!!!❤❤❤ Oczywiście zaliczony cały Opener, skromnie Jarmark Dominikański - jeden dzień. 
  Bardzo się cieszę z wyjazdu do Poznania na Pyrkon. Udała się nam ta wycieczka. Sam Pyrkon i małe zwiedzanie Poznania były super. Także dlatego, że praktycznie w ogóle nie kłóciliśmy się z Bartkiem i bardzo sympatycznie nam ten wyjazd wyszedł. 
4. I to kolejny sukces 2017. Naprawdę fajnie jest teraz w naszym małżeństwie. Wiadomo, że zdarzają się tarcia, ale ogólnie jest inaczej. Nie szarpiemy się (psychicznie), nie walczymy o rację. Jest dobrze. 
5. Majorka. Planowany urlop zaliczony. Troszkę stał pod znakiem zapytania ze względu na ciążę, ale jakimś cudownym zarządzeniem losu w trakcie wyjazdu rozpoczęłam 2gi trymestr, więc nie było powodów do niepokoju, a co więcej - ustały ciążowe mdłości i naprawdę czułam się na Majorce super!!! Jakbym w ogóle nie była w ciąży - miałam energię, siłę, nic mnie nie bolało. Nie wiem, czy to przez klimat czy endorfiny, czy regularne śniadania. W każdym razie po powrocie do Polski uczucie ociężałości wróciło, jakbym pływała w rosole. To chyba klimat...
  Poza tym Majorka to Majorka - 10 dni to za mało! Alicja wypluskała się w wodzie. My poparzyliśmy się słońcem mimo filtrów 50 UV (Ala nie, udało mi się ją uchronić). Jaka była rozpacz, kiedy odjeżdżaliśmy. "Ja chcę na plażę, ja chcę wodę". Wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Wyjazd z energiczną 4latką nie był tak męczący, bo w dużej grupie (5 dorosłych) zawsze ktoś mógł się nią zająć. Choć moja siostra podobno już nie chce mieć dzieci...
  Co jeszcze mogę zaliczyć do sukcesów?
  Zrobiliśmy na wiosnę pokoik Ali, tak jak chciałam, na biało. Wyszło super. Dzięki białym meblom i ścianom zabawki i książeczki nie powodują oczopląsu, jest jasno i wesoło. Muszę jeszcze zmienić rolety i uszyć wielkie kolorowe poduchy na kanapę, żeby można było wygodnie posiedzieć i np poczytać książkę.
  Następny sukces, wróciłam do gotowania na L4! Nie mogę patrzeć na "gotowce" i fast foody. Bartek gotuje lepiej ode mnie, co przyblokowało mnie kiedyś i przestałam gotować, bo raz, że to moje gotowanie było nijakie w porównaniu z Ba, a dwa, że oprócz pracy miałam też inne obowiązki, więc jeszcze miałabym gotować, skoro w domu mam masterchefa? o_O 
Także tak.  Wróciłam do gotowania, używam jak najwięcej warzyw, używam przypraw z większą odwagą, szukam przepisów i Bartkowi w końcu smakuje!!!
  Alicja jest bardzo zdrowa, nie byłam z nią u lekarza od 1,5 roku? Tfu tfu. Jak na dziecko karmione piersią 5 m-cy, jest dobrze;) Przypuszczam, że w żłobku się nachorowała, choć to głownie był ciągły katar i zatoki, ale nabrała odporności. Jak na razie antybiotyk brała tylko 3 razy. 
  Bartek w maju w końcu zabrał się za swoją rwę kulszową. Zdiagnozowano dyskopatię i po inwestycji w masaże i "prądy" odstawił leki przeciwbólowe. 
  Na koniec. Sukces grudnia: odświeżenie ścian i sufitów w kuchni, salonie i przedpokoju. Jeszcze nie wszystko jest skończone, ale do porodu powinniśmy się wyrobić;) Już mi się znudziły te egipskie ciemności w mieszkaniu. Więc będzie po skandynawsku - na biało, a jakże;)

PS: porażki 2017 także spisałam, żeby nie było tak lukrowo;)

Komentarze